środa, 28 maja 2014

Rozdział III



- Mamo, teraz będziemy cię nawiedzać do końca życia – do mojej sypialni weszły dzieci. Położyły się obok mnie i czekały, aż dokończę im historię. Rozczuliły mnie ich zniecierpliwione ale proszące oczy, więc zamknęłam książkę i dalej wracałam pamięcią do tamtego okresu. Krótkiego, ale jaki diametralnie zmieniającego moje życie.


Po weekendzie, cała zestresowana, udała się do Austriackiego Związku Narciarskiego, gdzie przebywał trener kadry skoczków.  Poprawiła bluzkę i weszła zdecydowanym krokiem do halu. Gdy spytała się młodej kobiety, gdzie znajdzie niejakiego Alexandra Pointnera,  zdziwiła ją uprzejmość osób tu pracujących. Każdy mówił „dzień dobry”, a kobieta, której się pytała o drogę, zaprowadziła ją pod same drzwi. Serdecznie jej podziękowała i cicho zapukała do mahoniowych drzwi. Kiedy usłyszała, że może wejść, tak też zrobiła. Delikatnie uśmiechnięta, przywitała się z potencjalnym pracodawcą.  Usiadła na skórzanej kanapie, gdzie Alexander jej wskazał dłonią. Usiadł naprzeciwko niej i poprosił o teczkę, ze wszystkimi dokumentami.
- Przejdźmy na „ty”. Będzie łatwiej rozmawiać – uśmiechnął się do niej i wyciągnął rękę – Alex
- Lea – uścisnęła mu dłoń, a on po chwili wrócił do dokumentów
- Nie powiem, Gregor bardzo cię zachwalał, a te wszystkie papierki to potwierdzają. Za dwa miesiące zaczyna się sezon zimowy i byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdybyś zasiliła nasze szeregi  jako pierwszy lekarz kadry austriackiej – powiedział i spojrzał na nią.
Nie wiedziała co ma powiedzieć.  Była w niemałym szoku. Zdecydowanie to wszystko działo się dla niej za szybko.
- Dziękuję bardzo, aż nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że tak szybko mnie pan przyjmie
- Nie pan, tylko Alex.
- Ah no tak. Przepraszam… Myślałam, że macie wiele lepszych kandydatów i odprawicie mnie z kwitkiem – zaśmiała się a on jej zawtórował.
- Masz zdecydowanie najlepsze rekomendacje. Witamy w Austria Team – wstał i wyciągnął do niej rękę. Uśmiechnęła się do niego i ponownie uścisnęła mu dłoń.
- O pieniądzach porozmawiamy później, dobrze? Zaraz muszę wyjść na trening chłopaków
- Jasne, dziękuję za wszystko i do usłyszenia – pożegnała się i wyszła z gabinetu. Aż nie wiedziała co ma teraz z tą wiadomością zrobić. Pierwsze co to powinna podziękować Gregorowi, za to, że się za nią wstawił, jeśli to tak można nazwać. On ją polecił Alexandrowi i jeszcze zachwalał, choć jej prawie w ogóle nie znał.
Szybko wyciągnęła telefon i wybrała jego numer. Jednak po dwóch sygnałach zrezygnowała, przypominając sobie słowa Pointnera, że idzie na trening.
W pełni usatysfakcjonowana dzisiejszą wiadomością, udała się do swojego mieszkania, dzwoniąc jeszcze do przyjaciółki, która podzieliła jej świetny humor.

- A że tak przerwę, ciocia Diana  wiedziała  o tym, że byłaś skoczkinią? – przerwała mi Camille.
- Tak, wiedziała – westchnęłam, przewracając oczami. Ona chyba do końca życia nie da mi żyć, że jej nie powiedziałam.
- Super, wszyscy wiedzieli prócz nas! Nawet ojciec wiedział zapewne, prawda? – wtrącił się Lucas
- Domyślał się, jednak nigdy wprost mu tego nie powiedziałam – odpowiedziałam spokojnie i poprawiłam sobie poduszkę. Ciąg dalszy historii musi nastąpić.

Wieczorem, kiedy z kieliszka piła czerwone, półwytrawne wino, rozdzwonił się jej telefon. Odebrała szybko, widząc numer i imię skoczka.
- Dzwoniłaś, prawda? Miałem trening, nie mogłem odebrać – usłyszała jego głos.
- Wiem, zapomniałam, przepraszam, że zawracam ci głowę, ale chciałam ci bardzo podziękować. – powiedziała do słuchawki i zaczęła chodzić po pokoju, odstawiając kieliszek na stolik z ciemnego drewna.
- Za co? – zapytał zdzwiony.
- Za zachwalanie mnie przy trenerze. To było naprawdę pomocne, widać, że się z tobą liczy.
- Powiedział ci? A to ci zdrajca, no – zaśmiał się, a ona mu zawtórowała.
- Owszem. Jestem ci bardzo wdzięczna za to co dla mnie zrobiłeś. Nawet nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć. – przygryzła nerwowo wargę, słysząc jak wzdycha.
- Umówisz się ze mną – powiedział po chwili milczenia. Zamurowało ją, że aż przystanęła przy oknie.

- I co zrobiłaś? – zapytała mnie Camille.
- Aleś ty głupia, wiadomo, że się zgodziła! Gdyby się nie zgodziła, nie byłoby nas ciołku– od razu skarcił ją Lucas i teatralnie przewrócił oczami. Co ja się z nimi mam?
- To prawda, i wiecie co? Przypominacie mi strasznie waszego ojca. On też tak często używał niemiłych przymiotników na swoich kolegów, jednak oni do tego przywykli, a ja  nie bardzo – powiedziałam ostro. Coraz częściej się wyzywają, a przecież nie mogę dopuścić do takiego obrotu spraw.
- Dobra, rozejm – Lucas pogodził się z siostrą i oboje spojrzeli na mnie z nadzieją.
- O nie, dajcie mi się wyspać. – zdążyłam powiedzieć, a oni zrezygnowani zeszli z mojego łóżka i poszli do siebie, życząc sobie nawzajem dobrej nocy.
 _________
krótko, ale akcja jakoś się klaruje :)
Przepraszam za opóźnienie, lenistwo, lenistwo i jeszcze raz lenistwo. Wielkie i błogie.
Szkoda, że Was tutaj tak bardzo mało, widać, że to opowiadanie to chyba lekki nie wypał, ale dokończę je jak i II serię, którą uważam, że bardzo skopałam i raczej zastanawiam się nad nie publikacją tejże II serii.

piątek, 16 maja 2014

Rozdział II


Kiedy dzieci wróciły ze szkoły, a ja z pracy, od razu zaciągnęły mnie do salonu i czekały na ciąg dalszy historii.
- A obiad to co? – zapytałam, widząc jak strasznie są zniecierpliwieni. Kiedy zrobiłam obiad i włożyłam naczynia do zmywarki, dzieci już siedziały grzecznie w salonie na kanapie i czekały na mnie. Kto by pomyślał, że tak bardzo chciały mnie teraz słuchać?

Nazajutrz wstała do pracy jak nowo narodzona. Krótki czas snu zdecydowanie jest lepszy od tego długiego, gdyż człowiek nie zdąży wpaść w głęboki sen, a już musi wstawać. Wiadomo, że na dłuższą metę jest to dość niebezpieczne.
Wykładała towar na półki w hipermarkecie, kiedy rozdzwonił się jej telefon. Odeszła w cichsze miejsce i odebrała.
-  Cześć Leah, tu Gregor. Słuchaj… Moglibyśmy się spotkać? Dowiedziałem się co nie co w twojej sprawie, ale lepiej obgadać to w cztery oczy. – usłyszała jego głos w słuchawce, przygotowując się na złą nowinę.
- To może w kawiarni na Rosenstrasse tak koło osiemnastej? – zaproponowała, na co skoczek się zgodził. Rozłączył się, życząc jej miłego dnia.

- Mamo, co nas obchodzą takie szczegóły? – spytała Cam. Lucas się na nią spojrzał, jakby zaraz miał ją uderzyć.
- To akurat będzie ważne. Ta konkretna kawiarenka, na tej właśnie ulicy. Ale wszystko po kolei.- odpowiedziałam i kontynuowałam historię.

Odliczała dosłownie minuty do spotkania z nim. Dlaczego? Była ciekawa czego się dowiedział w jej sprawie.  Tak bardzo chciała zmienić swoje życie na lepsze, jednak nie bardzo miała możliwości na to. Praca, która nie daje jej żadnej satysfakcji, mieszkanie, które jest ciasne i wynajmowane.
Kiedy wróciła do domu, szybko wzięła prysznic i się przebrała. Poprawiła nieco makijaż  i po ostatnim spojrzeniu w lustro, wyszła, prawie pędząc do kawiarni, gdzie była już lekko spóźniona.
Kiedy weszła, a w „Trzech Różach” rozdzwonił się dzwoneczek przy wejściu, klienci, którzy się tu znajdowali, spojrzeli na nią. Dostrzegła gdzieś w połowie lokalu skoczka, więc szybko udała się tam i zajęła miejsce, serdecznie przepraszając za spóźnienie.
- Żaden problem – uśmiechnął się do niej i zamówił dwie czekolady. – Słodzisz? – zapytał się jej a ona pokiwała głową.
- Jedną łyżeczkę.-skierowała się do kelnerki i podziękowała uśmiechem.
- A więc słuchaj, spawa wygląda tak.  U Niemców brak miejsc w sztabie medycznym, ale…u nas właśnie za kilka miesięcy, konkretnie tuż przed rozpoczęciem sezonu zimowego, odchodzi nasza lekarka, która zaciążyła. Wiadomo, nerwy źle wpływają na dziecko, dlatego rezygnuje z zawodu na blisko trzy lata. Pointner stwierdził, że chciałby cię poznać i być może nawet zatrudnić.- kiedy przedstawił jej tą nowinę, aż nie wiedziała co powiedzieć. Była mu cholernie wdzięczna. Niby zwykła rozmowa, ale jak diametralnie zmieni jej życie.
- Jasne. Kiedy i gdzie, a pojawię się na pewno – powiedziała, i popiła łyk czekolady, którą właśnie im przyniesiono.
- Alexander ma wolne póki co do końca czerwca.  Ale wstępną datą jaką rzucił to poniedziałek na szesnastą.
- Ten poniedziałek? – zapytała, upewniając się, że chodzi o ten konkretny dzień, za trzy dni.
- Tak, dokładnie. Pasuje ci?
- Jak najbardziej. Pojawię się, tylko musisz podać mi dokładny adres siedziby – nim skończyła, on zapisywał już pełen adres na serwetce. Zaśmiała się, kiedy jej to wręczył, ale wiadomo, warunki były w tym momencie spartańskie. Używało się tego co było pod ręką.
- Dziękuję ci za wszystko.   To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Będę ci chyba wdzięczna do końca życia – uśmiechnęła się do  niego szczerze.
- Daj spokój. To naprawdę nic wielkiego – machnął ręką. Według nie zdecydowanie przesadzała.
Pożegnała się z nim i udała się do szpitala, w którym dwa lata wcześniej odbywała praktyki, po zaświadczenie i rekomendacje.
Lekarz, który miał ją pod swoją opieką, był naprawdę przemiłą osobą i bez żadnego „ale” wypisał jej wszystko tak jak trzeba.
Była rzetelna, można było jej zaufać. Widać, że robiła to z pasji, a nie z przymusu. Była naprawdę inteligentną dziewczyną, z marzeniami, które chciała z czasem spełniać.
Wróciła do domu, to nastał już wieczór.
- Papiery są, to teraz trzeba wypaść jak najlepiej i czekać – powiedziała sama do siebie i położyła się na swoim łóżku. Śmiała się sama do siebie. Bez powodu. Po prostu cieszyła się z tego co jej niesie los.  Poniekąd też nie wierzyła, że to wszystko się dzieje.
Poznaje jednego dnia takiego skoczka, a na drugi dzień, właśnie dzięki niemu dostaje propozycję pracy i to nie byle gdzie.
Przecież to czyste szaleństwo.

- Co za dużo to nie zdrowo. Sio do lekcji, a ja przygotuje nam kolację –powiedziałam do swoich pociech. Póki co skupiałam się na sobie i swoim życiu, dlatego mieli prawo do lekkiego zdegustowania. Ale kto powiedział, że od razu im powiem jak miłość moja i ich ojca się rozwijała? Z resztą dzięki takiemu opowiadaniu na części, miałam pewność, że najbliższe wieczory będą spędzali ze mną. Rodzinnie.
 _______
na razie nudno :) i nic ciekawego.
Polski ustny zdany, we wtorek historia na którą oczywiście nic nie umiem </3 
+ lolle, jesteś okropna! xD

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział I



Siedziała na pagórku, czekając na swoją przyjaciółkę i jej chłopaka. Od lat spotykały się w jednym, ulubionym miejscu, które należało tylko do nich. Kiedy zobaczyła ich na horyzoncie, uśmiechnęła się szeroko i zeskoczyła z murku. Szła w ich kierunku, po czym ucałowała w policzek Dianę, a następnie przytuliła się do jej chłopaka Markusa.
Zazdrościła przyjaciółce, że ma chłopaka. Sama nie natrafiła jeszcze na idealną osobę, w co powoli zaczęła wątpić, że w ogóle znajdzie. Jednak żyła chwilą, czerpała z życia jak najwięcej i nie poddawała się. Lada chwila miała skończyć studia, a więc nowy etap w życiu stał przed nią otworem. Może tam dopiero coś się wydarzy, kiedy zacznie prawdziwą pracę?
- Gotowa na podbój Innsbrucka? – zapytała Diana, na co Lea  uśmiechnęła się i przytaknęła.
- Poznasz mojego kumpla, który jest skoczkiem. Może by cię wkręcił w swoje skromne, skoczkowe progi i może dostałabyś swoją wymarzoną pracę…
- To się okaże – zaśmiała się i we trójkę ruszyli do pobliskiej knajpki.
Kiedy weszli, do ich nozdrzy dobiegał zapach dymu papierosowego i opary alkoholu. W kącie lokalu Markus dostrzegł swoich znajomych i pomachał do nich energicznie.
- Chodźcie – powiedział radośnie i zaprowadził je do okupowanego przez kilku chłopaków i dziewczyn stolika.  Przywitał się z nimi uściśnięciem dłoni i przedstawił swoje towarzyszki.  Lea od razu złapała z nimi dobry kontakt. Byli otwarci i już lekko podchmieleni. Kiedy wypiła drugiego drinka, zdecydowanie zapomniała o szarej i nudnej rzeczywistości. O tym, że ma ojca pijaka, a matka zmarła na raka.
Kiedy Gregor, jak się przedstawił zaprosił ją do tańca, aż zaniemówiła ze zdziwienia. Nie sądziła, że skoczek narciarski ją dostrzeże spośród wielu ładnych dziewczyn, szczególnie, że Lea nie należała do najszczuplejszych kobiet. Jej ciało miało wiele wad, które starała się ukryć. Jednak grubych ud za nic nie dało się ukryć.
- Słyszałem od Markusa, że kończysz medycynę – powiedział wprost do jej ucha, powodując przy tym masę przyjemnych dreszczy. Kiedy nią obrócił na parkiecie, mogła mu swobodnie odpowiedzieć, że to prawda.
- Już wiesz gdzie byś chciała pracować?
- Nie mam pojęcia. Chciałam coś związanego ze sportem, ale bez kontaktów, nigdzie mnie nie przyjmą. – wzruszyła ramionami, kiedy DJ włączył wolniejszy kawałek. Chciała zejść z parkietu i zrobić miejsce zakochanym parom, jednak Gregor jej nie pozwolił. Objął ją w pasie i przysunął do siebie.
Jego odważne zachowanie zwalała na alkohol. Stwierdziła, że następnego dnia zapomni o tym wieczorze, o niej i o rozmowie jaką przeprowadzają na jej temat.
- Skoczkowie narciarscy są wystarczająco sportowi? – zapytał, a ona na chwilę zapomniała jak się oddycha. Nie mogła przecież powiedzieć mu, że kocha ten sport nad życie. Że nawet kiedyś trenowała, jednak przez bardzo krótki okres.

- Naprawdę byłaś skoczkinią?! I nic nam nigdy nie powiedziałaś?! – Camilla podniosła głos ze zdziwienia.
- Bo nie ma do czego wracać. Było, minęło i tyle. – wzruszyłam ramionami i wróciłam do opowiadania ciągu dalszego mojej historii, która zmieniła moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.

- Są – odpowiedziała i zaśmiała się.
Wrócili do stolika i usiedli obok siebie. Celowo Gregor przesunął swojego kolegę, który ledwo siedział na skórzanej kanapie i zrobił miejsca Lii. Zamówił jeszcze jednego drinka dla siebie i dla dziewczyny, po czym kontynuował temat.
- Dasz mi swój numer? Pogadam z trenerem kadry austriackiej albo niemieckiej czy nie mają jakieś wolnej posady medyka - spojrzał na nią swoimi tęczówkami, które od nadmiaru alkoholu stawały się coraz ciemniejsze. Podała mu rząd cyferek i czuła się jakoś dziwnie. Nie było to spowodowane alkoholem, tylko tym co się dzieje.
Nigdy nie miała w życiu łatwo i o wszystko musiała starać się dwa razy bardziej niż inni.
- Dziękuję – powiedziała do niego, kiedy zapisał jej numer w pamięci swojego telefonu – Byłabym ci bardzo wdzięczna za samą rozmowę z trenerami.
- Żaden problem – uśmiechnął się do niej szeroko, pokazując rząd białych zębów. – Zadzwonię do nich i na pewno przekażę ci jakiekolwiek wiadomości.
Godzinę później musiała już iść. Na rano musiała wstać do pracy dorywczej, która pomagała jej w opłacaniu rachunków za niewielką kawalerkę w samym centrum Innsbrucka. Pożegnała się z przyjaciółką i pozostałym towarzystwem, i ruszyła w stronę wyjścia.
- Czekaj! – usłyszała za sobą, więc odwróciła się. Zobaczyła biegnącego Schlierenzauera w jej kierunku. – Odprowadzę cię. Jeszcze coś ci się stanie
- Naprawdę nie trzeba, poradzę sobie – uśmiechnęła się do niego, jednak on nie dał za wygraną. Postawił na swoim i już chwilę później szli w kierunku jej kawalerki.

- I bez żadnych podtekstów kochani. Nic się nie wydarzyło wtedy. Odprowadził mnie i na tym się skończyło. – zastrzegłam, widząc, jak moje dzieci czekają na rozwój sytuacji.
- Ale jesteś! – prychnęła Cam i udała obrażoną.
- A co było dalej? -  powiedział zniecierpliwiony Lucas. Tupał nogą, choć robił to bezwiednie.
- Dowiecie się jutro. Zmykać do łóżek, bo jutro szkoła – ucałowałam czoła swoich dzieci i wygoniłam z salonu.  Udali wielce niezadowolonych, jednak wiedziałam, że wciągnęło ich to i to dość bardzo.
Camilla i Lucas to bliźniaki dwujajowe. Praktycznie zero podobieństwa poza wspólną datą urodzenia.
Myślę, że dobrze ich wychowałam. Były bardzo podobne do Schlierenzauera  pod względem charakteru. Niecierpliwi, ale jednocześnie spokojni. Taka sprzeczność. 
________
więc jestem. Szkoda, że Was tutaj tak mało ale miło, że jednak postanowiłyście tu wstąpić i być ze mną z kolejną historią :)
Pochwalę się <bo jest czym wreszcie> i niemiecki ustny zdany na 83% :)
Ah, moc Severina była ze mną!